czwartek, 8 grudnia 2011

Szpital


Pobyt w szpitalu za mną. Było wyczekiwanie niewiadomego, niepokój. Finał całkiem nieoczekiwany. Bywa, że scenariusz zmienia się w ostatnim momencie. Nie jestem rozczarowany, choć to dziwne uczucie, gdy konkretnie już ukierunkowane napięcie nie znajduje wstępnie zaplanowanego rozwiązania. Ufam moim opiekunom i decyzjom, które podjęli. A pobyt w szpitalu to chyba zawsze musi być doświadczenie intensywne. Nawet, gdy trwa krótko.
W pokoju "kolegów" miałem dwóch. Jednego, którego "łódeczka jeszcze tym razem zawróciła z tamtego brzegu". Historia przywrócenia do życia - by "zawrócić z tamtego brzegu" były najwyżej dwie minuty - wyjątkowa. (Choć chyba wszystkie tego rodzaju historie muszą być wyjątkowe). Jak się takiej wysłucha, to postać "anioła stróża" staje się dosyć realna. Drugi "kolega" - przewidzieć, że spotkam go kiedyś na żywo było niemożliwe. Mogłem zapytać o różne rzeczy i dostałem odpowiedzi. Szkoda, że nie byłem lepiej przygotowany. Teraz dla mnie to realny człowiek, a nie tylko odległy, znany, ceniony, uhonorowany talent. Czy może być inaczej skoro przerzucaliśmy się spostrzeżeniami, leżąc na szpitalnych łóżkach i wpatrując w białe panele na suficie.
W szpitalu są pacjenci i personel. W tej pierwszej grupie panuje stan względnej równości, który trudno osiągnąć poza szpitalem. Pidżama, podobne położenie (także w znaczeniu literalnym) oraz odpadnięcie wielu innych wyróżników statusu jednoczą. Oczywiście ta równość ma swoją cenę.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz