poniedziałek, 30 grudnia 2013

Polonezy w Gdańsku


Był Wołyń, był Gdańsk, była stocznia. Wszystko w opowieści. W opowieści nie było Lecha Wałęsy. Podzieloną mamy pamięć przeszłości. Dla niektórych to chyba wciąż jeszcze dziejąca się teraźniejszość, a nie zamknięty rozdział. Można wkroczyć w Nowy Rok zastanawiając się dlaczego. A może lepiej się upić? Chociaż w myśl powiedzenia "bez wódki nie rozbierzesz", i tu można szukać pomocy w próbie udzielenia odpowiedzi. W każdym razie wszystkiego najlepszego. I to na trzeźwo.  

piątek, 27 grudnia 2013

PKS


Można już chyba pisać o odrębnym nurcie w polskiej fotografii, którego przedmiotem codzienna estetyczna brzydota. Szkoda tylko, że ten krytyczny nurt ma tak bardzo klasowy charakter. No i co będzie, gdy pewnego dnia wszystko będzie estetyczne, poukładane i nie minie nas brudny Autosan PKS-u, a wyprzedzać nas będą już tylko same Vanthoole Polskiego Busa. Pewnie pojawi się smutek i nostalgia. Iluż fotografującym odbierze to sens wydobywania aparatu z kieszeni. Moja uczucia w tej materii w każdym razie ambiwalentne. Lubię ten dawny sznyt.

czwartek, 19 grudnia 2013

Kordian Tarasiewicz


Zmarł Kordian Tarasiewicz. Urodził się w 1910 roku. W latach 30. objął prowadzenie rodzinnej firmy "Pluton", która była jedną z ważniejszych firm handlujących kawą w dwudziestoleciu międzywojennym. Miała sklepy w wielu miastach Polski i była rozpoznawalną marką. Wnętrze jednego ze sklepów, odbudowanego w trakcie okupacji przy Marszałkowskiej, projektował Maciej Nowicki, który na pewno nie został do tej pracy zatrudniony przypadkowo.

Spotkaliśmy się i rozmawialiśmy kilkakrotnie w 2008 roku. Powstało nagranie, które jest dostępne w archiwum. Podczas pierwszego spotkania Pan Kordian spojrzał w pewnym momencie na zegarek, po czym powiedział zdecydowanie, że dzisiaj musimy już skończyć, bo spóźni się na mecz tenisa na "Warszawiance". Przez moment miałem nawet myśl - jedzie grać czy kibicować, bo był w tak niebywałej formie. Tenis był do końca jego wielkim konikiem (swoją aktywną przygodę z nim rozpoczął w Legii pod koniec lat 20.). Zdążył mnie wtedy wyprzedzić na drewnianych, krętych schodach, a gdy wyszedłem na ulicę zobaczyłem jak zamyka drzwi swojej Corolli i rusza w drogę. Zawsze, gdy przejeżdżałem obok Jego domu zerkałem w stronę okna i wypatrywałem samochodu przed domem. Liczyłem kolejne jubileusze.

Pan Kordian napisał, m.in., wspomnienia "Cały wiek w Warszawie" - w tym wypadku tytuł jest stwierdzeniem faktu, nie metaforą. Polecam lekturę.

wtorek, 17 grudnia 2013

Obudź się


Idą święta. Trzeba uważać. 

sobota, 14 grudnia 2013

niedziela, 8 grudnia 2013

Między pokoleniami


W poniedziałek w Trójce (09.12), o 18.15, reportaż Katarzyny Błaszczyk. W założeniu miało być o historii mówionej, jako dialogu między pokoleniami. O czym będzie, trzeba dopiero usłyszeć. Zapraszam.

piątek, 6 grudnia 2013

wtorek, 3 grudnia 2013

piątek, 29 listopada 2013

wtorek, 26 listopada 2013

niedziela, 24 listopada 2013

czwartek, 21 listopada 2013

poniedziałek, 18 listopada 2013

czwartek, 14 listopada 2013

Argentyna





Przede wszystkim spotkałem tam ludzi. Wyjątkowe to były spotkania. Postaram się jeszcze w tym miejscu to pokazać.

W prowincji Misiones, przy granicy z Brazylią i Paragwajem, ziemia jest czerwona. Słyszałem o tym przed przyjazdem. Myślałem jednak, że ta czerwień to metafora. Moja wyobraźnia była ograniczona. Spadł deszcz, a po wejściu do domu na butach przynosiliśmy krew. Spotkałem ludzi, których matki i ojcowie przyjechali do Misiones na początku dwudziestego wieku i którzy urodzili się już na miejscu; a także tych, którzy przyjechali w latach 30., a urodzili się jeszcze w Polsce. Wciąż przechowuję w pamięci obraz swoich małych ojczyzn. Ich rodzicie wybrali Argentynę, bo uznali, że skoro mogą mieć hektary tu, zamiast mórg tam, to niechybnie odmieni ich los. Przecież ziemia żywi. Nie wiedzieli jednak, jak wygląda ta ziemia, jaki jest klimat, jakie insekty będą im uprzykrzały życie, jak wszystko jest inne. Zdaje się, że nikt z tych co wiedzieli, nie kwapił się tą wiedzą z nimi dzielić. A nuż by się rozmyślili, a przecież ich przyjazd ze względów politycznych był jakoś pożądany. Podobno po przyjeździe płakały kobiety. Jestem przekonany, że mężczyźni też płakali, tylko nie mogłem o tym usłyszeć. Mówią polszczyzną wyjątkową - akcentem, słowami, melodią. Fotografia języka w czasie, przeszła, lecz wciąż żywa mowa. 

Dużym przeżyciem była wizyta w osadzie założonej przez Polaków pod koniec lat 30. Opowiadało mi o niej kilka osób, które się tam wychowały, ale ją opuściły. W pewnym momencie okazało się, że już wyobrażone będę mógł skonfrontować z realnością. To dzięki ojcu Sewerynowi, który zaproponował, że nas tam zawiezie. Doceniłem ten gest. Zajechaliśmy do jednego z domów. Wyszedł gospodarz - Antonio. Niebieskie oczy, polska mowa. Przyniósł banany, zaproponował yerba, żartował. A wszystko w miejscu, do którego nie można dotrzeć, gdy spadnie deszcz. Jest wtedy podobnie jak w Polsce, gdy pada śnieg. Samochód w poślizgu, droga ucieka spod kół. Z tą różnicą, że tu przyczyna ma czerwony, a nie biały kolor.

W Buenos Aires spotkania wyjątkowe, ale wszystko inaczej niż w Misiones. Inne historie, inna scenografia. Życzliwość ta sama. W Misiones na werandzie domu maczety za parcianym paskiem, a już po czterech dniach ruch windą wprost do mieszkania apartamentowca w jednej z lepszych dzielnic. W górę jechałem windą, która, jak się okazało, obsługuje wejście służbowe. Cóż - tak wycenił mnie portier na dole. Myślę, że pewnie miał po temu dobre przesłanki. Gdy wychodziłem po kilku godzinach gospodarze skierowali mnie już do "swojej" windy. Były też w Buenos inne windy, inne domy, nie tylko apartamenty i nie tylko w tych najlepszych dzielnicach. Rozmowy różne, każda wyjątkowa.