sobota, 13 września 2014

Jacek

Ten wpis jest bez zdjęcia, bo obraz byłby tu nadmiarowy. Byłem we czwartek na pogrzebie Jacka - męża Madzi, ojca Leny i Antka; mojego rówieśnika. Zmarł tragicznie, niezapowiedzianie, realizując swoje marzenia. Wielu z nas ma takie marzenia, nieliczni decydują się je ziścić. Po pogrzebie było spotkanie z bliskimi i wspominanie. Idąc tam - nieprzekonany czy w ogóle powinienem, bo znaliśmy się ledwie - nie sądziłem, że można wyjść z takiego miejsca wzmocnionym. To zasługa Rodziców Jacka, Madzi, ojca chrzestnego. Nigdy nie słyszałem takich mów pogrzebowych. Jak inaczej można spojrzeć na śmierć i jak niesamowicie mówić o niej. Być w żałobie, a jednocześnie patrzeć na wszystko z tak innej perspektywy. Myślę, że to przywilej ludzi prawdziwie wierzących. To było doświadczenie metafizyczne. Cóż więcej mogę napisać poza: "Dziękuję". 

2 komentarze:

  1. Dominiku, nie znałam Jacka osobiście ale co tydzień na pobliskim bazarku sąsiadka kupowała dla mnie serki kozie robione w ich zagrodzie. Widać było w tych serach pasję i radość życia . Zawsze były pyszne...
    Wiadomość o śmierci Jacka bardzo mnie poruszyła.
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że napisałaś. Za tymi wszystkimi przypadkami stoi chyba jakiś porządek. Uświadomiłaś mi, że u Ciebie próbowałem tych serów, nie mając pojęcia, że były od Jacka i Madzi. Do zobaczenia!

      Usuń