piątek, 29 lipca 2011

Przygoda z filmami


Wspomnienie zeszłorocznego wyjazdu do Wilna. Zdjęcia z wyjazdu do Kołomyi, który dopiero za nami dopiero się pojawią. Niestety spotkała mnie dzisiaj niemiła przygoda i nie wiem które ostatecznie zdjęcie będę miał, a które bezpowrotnie straciłem. Co się stało? Zebrałem naświetlone podczas wyjazdu filmy, zapakowałem do bawełnianej torby - oprócz nich mały aparat, portfel, telefon - i ruszyłem samochodem zawieźć je do wywołania. Byłe ze mną Stach i Mama. Dwieście metrów od domu, tuż po ruszeniu z dużego skrzyżowania słyszę jakby coś uderzyło w dach. Patrzę w lusterko wsteczne i widzę jak po szybie spływa moja bawełniana torba. Spada na jezdnię. Pakując się do samochodu na moment położyłem torbę z zawartością na dachu. Niestety - raz już miałem taką przygodę (wtedy z radiem). Widzę jeszcze jak jeden samochód za mną wykonuje szybki slalom omijając moje rzeczy. Skręcam w najbliższą przecznicę, zatrzymuję samochód i biegnę co sił. Torbę zgarniam, aparat wypadł z torby i leży w pokrowcu przytulony do krawężnika. Wracam do samochodu ocenić straty i idąc wzdłuż jezdni orientuję się, że leży na niej jeszcze telefon. Dwadzieścia metrów dalej od innych znalezionych rzeczy, na drugim pasie jezdni - dlatego nie zgarnąłem go wraz z innymi fantami. Niestety z pobliskich świateł ruszyły właśnie kolejne samochody i nie mogę od razu po niego sięgnąć. Po chwili przejeżdża po nim Ford Transit (sic!). Mimo to telefon zabieram. Ocena strat: aparat fotograficzny nietknięty, telefon daje się złożyć i działa, a część filmów została zgnieciona i rozszczelniona. Rafał - nieoceniony kompan rozmów nie tylko o fotografii - który przyjął filmy do wywołania i który zawsze bardzo dobrze się nimi opiekuje pocieszył mnie, że jeszcze nie wszystko stracone. Mam więc jeszcze nadzieję. Zobaczymy. Tak czy siak: Rafał bardzo dziękuję za otuchę.

2 komentarze:

  1. Nie martw się, niewywołane filmy b. słabo przepuszczają światło i jest spora szansa, że coś będziesz miał. Zdarza się...

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju co za historia niezła. czyta się z tchem zapartym.

    OdpowiedzUsuń