poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Serce narodu


W trakcie krótkiego wyjazdu pod granicę z obwodem kaliningradzkim zrozumiałem chyba, dlaczego Włodzimierz Nowak zatytułował zbiór reportaży z Polski "Serce narodu koło przystanku". Bo tam naprawdę leży nasze serce. Cały ten urbanistyczno-architektoniczny syf jest przygniatający i fascynujący zarazem. I jakiś tragizm czuć w powietrzu. Niby senność, deszcz, szarość, ale pod powierzchnią kipi. A wszystko w groteskowej formie. Dwa złote trzeba zapłacić na dworcu PKS za możność skorzystania z sedesu, który nie ma klapy. To znaczy klapa jest, ale wyrwana przytula się właśnie do zielonej lamperii. Jest reklama męskich slipów promowanych przez macho bez głów (wiadomo - na co macho głowa; głową slipów nie wypchniesz), a dyskoteka "Obsesja" kusi, by się zatracić. Jest i polityka - na premiera Tuska czeka na trasie wiadomość od kibiców. A jak ktoś już nie daje sobie z tym wszystkim rady, to może kupić whisky i poczuć się jak Churchill (otwartym zostaje pytanie, czy on czuł się dobrze). Może też zasiąść ze szklaneczką tego szlachetnego trunku na hotelowym łóżku, wpatrzyć się w obraz "konia w galopie" i osiągnąć błogostan. Fascynuje mnie to wszystko, co zobaczyłem w podróży, jako rzeczywistość sama w sobie, a nie jakiś folklor nad którym trzeba się protekcjonalnie pochylić. Tak żyją ludzie. Jazda PKS-em to nie safari. To podróż w rodzinne strony.

piątek, 27 kwietnia 2012

Pan Wacław


Pan Wacław urodził się w 1913 roku. Bardzo wcześnie pokochał morze. Z książek, bo wychował się w Wilanowie, więc słonej wody na oczy nie widział. Postanowił, że będzie pływał. Swojego dopiął. Skończył drugą klasę gimnazjum, oświadczył rodzicom, że do szkoły już nie wróci. Widać znali jego upór, bo całość przeszła względnie spokojnie. Ustąpili. A może nie wierzyli, że w dobie gasnącego kryzysu ich synowi uda się zaciągnąć na statek i uznali, że szybko wróci do domu i szkoły. Jeśli tak sądzili, to się pomylili. Marzył o żaglowcu, ale praca na takich, w tamtym czasie, nie bardzo już była możliwa. Zaciągnął się więc na transatlantyk, parowiec SS "Kościuszko". Był rok 1936. Słucham Pana Wacława i uczę się nowych, ciekawie brzmiących słów: dejman, bakszaft, trymer, sztormtramp. Mój ulubiony port to Pernambuco; lubię sobie to miejsce wyobrażać (na wszelki wypadek nie sprawdziłem, jak wygląda obecnie). Ta nazwa ma dla mnie w sobie coś magnetycznego. W tym właśnie porcie, na statku "Chrobry", Pan Wacław dowiaduje się o wybuchu wojny. A później? Później "Chrobry" zostaje zatopiony u wybrzeży Norwegii. Jest tam także starszy oficer Karol Olgierd Borchard. Po wojnie? Między jednym a drugim mustrowaniem na kolejne statki Pan Wacław zainteresował się teorią względności. Czytał, analizował i doszedł do wniosku, że oparta jest ona na fałszywych przesłankach. Rozpisał własny dowód. Za namową pewnego fizyka wysłał go do Einsteina. Dostał odpowiedź. Nic to, że lapidarnie druzgoczącą. Jedno zdanie, ale podpisane przez samego Alberta. Liczy się pasja, która tak pcha do przodu i znosi wszelkie napotkane na drodze zapory. 

środa, 25 kwietnia 2012

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Nasi tu byli


Archeologia i antropologia codzienności.

niedziela, 22 kwietnia 2012

piątek, 20 kwietnia 2012

Tarchomin


Wisła. Prawy brzeg. Tarchomin.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Samochód Warszawka


Wiem, że co napiszę może być krzywdzące. Samochód ze zdjęcia, tu nad Wisłą powinien się nazywać Warszawka, a nie Saab. Przez ostatnie dwa dni zaliczyłem dworce PKS w Płońsku, Mławie, Przasnyszu i kilku innych jeszcze miejscowościach. I taką miałem niezbyt odkrywczą refleksję, że podróże naprawdę kształcą. Jak człowiek za dużo siedzi w stolicy i kontempluje obrazki jak ten powyżej, to trochę się może od rzeczywistości odkleić. Warto więc zatoczyć koło pekasem i zobaczyć, że świat wygląda nieco inaczej. A z okien samochodu Warszawka, to chyba nie bardzo możliwe. 

wtorek, 17 kwietnia 2012

Wielkanoc


Święconka. Triduum. Alleluja!!

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

niedziela, 15 kwietnia 2012

Źle urodzone


Zdjęcia nieprzypadkowe. Dwa dworce zaprojektowane przez Arseniusza Romanowicza. Byliśmy w piątek rodzinnym kolektywem na promocji książki Filipa Springera "Źle urodzone", której Romanowicz jest jednym z bohaterów. Ta książka to połączenie trzech elementów: rozmów z ludźmi, pisania i fotografowania. Dla mnie w tej właśnie kolejności ważności. Nie jest to po prostu książka o architekturze. (Co nie znaczy, że książka tylko o architekturze nie może być jakoś pasjonująca; przykładem Łukasza Heymana rzecz o Żoliborzu). Jest o ludziach i architekturze. Dzięki wrażliwości autora i przyjętej metodzie pracy, jej bohaterów widzimy, a nie tylko o nich czytamy. 

A sama promocja? Nie wiem, słyszałem jakieś dziesięć minut wszystkiego; biegałem za Mikim, który ciągle forsował schody i zdobywał cały świat wokół. Na koniec przyszedł Stach i powiedział "Tata do domu". Dokonaliśmy więc odwrotu, a ja potrzebowałem nocy, by sobie tę stratę przyswoić. I co? Z pełną odpowiedzialnością i bez fałszu: rodzicielstwo piękna rzecz. Udział w promocjach z człowiekiem, który właśnie nauczył się chodzić, odpada. Nie po to opanował tę sztukę, by siedzieć i słuchać, co inni mają do powiedzenia. Ależ byłem naiwny. Chcieć jednak nie zawsze znaczy móc. Ważna nauka.

piątek, 13 kwietnia 2012

wtorek, 10 kwietnia 2012

niedziela, 8 kwietnia 2012

Pani Iza


Panią Izą poznałem tuż przed Bożym Narodzeniem. Opowiadała o swoim życiu, a ja - z koleżanką dzięki której w ogóle do Pani Izy trafiłem - tę Jej opowieść nagrywałem. Spotkaliśmy się raz jeszcze w lutym. Za każdym razem byłem pod wrażeniem pamięci i sposobu opowiadania - ze swadą, zmianą tonacji, akcentu, rozpisywaniem scen z przeszłości na głosy dawnych uczestników. Była też "ułański" bigos, nalewka i pyszne ciasto. Przy okazji ostatniej wizyty poprosiłem o przepis na to ostatnie. W międzyczasie były 90 urodziny. Był też udar. Dzwoniłem wczoraj z życzeniami świątecznymi, ale z Panią Izą porozmawiać już nie mogłem; rozmawiałem z mężem. Tuż po skończonej rozmowie zabrałem się do robienia ciasta. Chyba z tym większą energią niż gdyby tej smutnej rozmowy nie było. Ciasto wyszło bardzo smaczne. Mam nadzieję, że Pani Izie będę mógł jeszcze o tym powiedzieć.

piątek, 6 kwietnia 2012

środa, 4 kwietnia 2012

wtorek, 3 kwietnia 2012

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Być w grafiku


Zostać wpisanym do czyjegoś rozkładu dnia - miła rzecz. Przynajmniej ja poczułem wzruszenie. PS. Obiad to wydzielona pozycja. Mnie nie dotyczył. Piszę bez żalu, z kronikarskiego odruchu skrupulatnego notowania. Był bardzo dobry deser i herbata.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Magister


Załapałem się przypadkiem. Lubię takie zbiegi okoliczności. To była trochę podróż w czasie. Gratuluję magistrowi!