poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Serce narodu


W trakcie krótkiego wyjazdu pod granicę z obwodem kaliningradzkim zrozumiałem chyba, dlaczego Włodzimierz Nowak zatytułował zbiór reportaży z Polski "Serce narodu koło przystanku". Bo tam naprawdę leży nasze serce. Cały ten urbanistyczno-architektoniczny syf jest przygniatający i fascynujący zarazem. I jakiś tragizm czuć w powietrzu. Niby senność, deszcz, szarość, ale pod powierzchnią kipi. A wszystko w groteskowej formie. Dwa złote trzeba zapłacić na dworcu PKS za możność skorzystania z sedesu, który nie ma klapy. To znaczy klapa jest, ale wyrwana przytula się właśnie do zielonej lamperii. Jest reklama męskich slipów promowanych przez macho bez głów (wiadomo - na co macho głowa; głową slipów nie wypchniesz), a dyskoteka "Obsesja" kusi, by się zatracić. Jest i polityka - na premiera Tuska czeka na trasie wiadomość od kibiców. A jak ktoś już nie daje sobie z tym wszystkim rady, to może kupić whisky i poczuć się jak Churchill (otwartym zostaje pytanie, czy on czuł się dobrze). Może też zasiąść ze szklaneczką tego szlachetnego trunku na hotelowym łóżku, wpatrzyć się w obraz "konia w galopie" i osiągnąć błogostan. Fascynuje mnie to wszystko, co zobaczyłem w podróży, jako rzeczywistość sama w sobie, a nie jakiś folklor nad którym trzeba się protekcjonalnie pochylić. Tak żyją ludzie. Jazda PKS-em to nie safari. To podróż w rodzinne strony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz